15 czerwca 2013

Rozdział I

Śliwkowy koc w kratę leżał rozłożony pod całkiem okazałą gruszą. Delikatny cień drzewa sprawiał, że miejsce to było idealne do letniego odpoczynku. Dziewczyna wolno rozciągnęła się i przeciągle ziewnęła. Uwielbiała leniwe dni spędzane w ogrodzie na czytaniu książek i słuchaniu muzyki. Mogła wtedy całkowicie zapomnieć o otaczającej ją rzeczywistości i zapomnieć, chociaż o garstce problemów. Zawiał wiatr i część brązowych, falowanych włosów wylądowała na jej twarzy. Niecierpliwie odgarnęła je ręką. Co jak co, ale burza loków doprowadzała ją momentami do szału. Dziewczyna odłożyła książkę i pogrążyła się w myślach. Wakacje powoli dobiegały końca. Czas całkowitego oderwania się od czarów. Z melancholią pomyślała o długich godzinach spędzonych na pobliskiej plaży z przyjaciółką, o wspólnych wyjazdach do Londynu, a nawet o krótkiej przygodzie z Chrisem, która teraz wydawała jej się wyjątkowo dziecinna. Cieszyła się, że znajomość ta trwała zaledwie dwa tygodnie, bo czuła, że i tak nic dobrego by z tego nie wyszło. Kiedy patrzysz na drugą osobę i nie czujesz do niej niczego, oprócz sympatii, to wiadomo, że szanse na miłość są niewielkie… Mimo to próbowała jakoś pociągnąć sytuację z chłopakiem, bo Beatriz gorąco ją do tego namawiała.  Przyjaciółka już od dłuższego czasu chciała znaleźć jej miłość. Dziewczyna zazwyczaj przyjmowała to z uśmiechem i nigdy nie brała tego na poważnie. Gdy „była” z Chrisem nie czuła nic, oprócz wyrzutów sumienia. Czuła, że rani tego chłopaka, udając, że coś między nimi jest. Zamiast cieszyć się nową sytuacją, męczyła się tylko. Kilka nocy praktycznie nie spała, myśląc o tym, co ma zrobić. Dlatego gdy tylko dała jasno do zrozumienia Chrisowi, że ich dłuższe spotykanie się nie ma sensu, kamień spadł jej z serca. Od tego czasu miała kilku „wielbicieli”, którzy starali się do niej dotrzeć, jednak ona za każdym razem delikatnie odmawiała. Nie oznaczało to jednak, że jest tak zadufana w sobie, że nikt jej nie odpowiadał. Niee… po prostu do żadnego z tych chłopaków nic nie czuła. Marzyła jej się wielka miłość, o tak. Jej romantyzm często dawał o sobie znać. Może właśnie dlatego nie miała ochoty na przelotne znajomości, które z góry skreślała. Pragnęła silnego, namiętnego uczucia. Miłości z pasją, która pochłania wszystkie myśli i zmysły, która sprawia, że serce praktycznie wyskakuje z klatki piersiowej. Śniła o dreszczach pojawiających się na ciele, przy każdym dotyku chłopaka, o jego ustach na jej szyi, uchu, aż w końcu ustach. Nie był to konkretny chłopak, bo w nikim nie była zakochana. Marzyła po prostu, że kiedyś spotka kogoś takiego i właśnie tak będzie wyglądał ich związek. Doskonale wiedziała, że jest to wyidealizowany do granic możliwości obraz miłości, lecz wolała o tym nie myśleć i właśnie tak go sobie wyobrażać.
 Może była to wina tysiąca przeczytanych romansów,. Czasami sama sobie się dziwiła, bo uważała siebie za dziewczynę silną, niepotrzebującą chłopaka. Uwielbiała czytać horrory, kryminały całkowicie ją pochłaniały. Nie bała się rozmów o śmierci, wręcz przeciwnie, interesował ją jej medyczny aspekt. Zresztą podczas bitwy o Hogwart nie raz miała z nią styczność… Wzdrygnęła się na to wspomnienie. Myślała, że czas uleczy rany, lecz mimo iż minęło kilka miesięcy, to ona dalej czuła bolesny ucisk w sercu na samą myśl o tych, którzy zginęli. 
Coraz częściej łapała się także na tym, że stała się ckliwą dziewczyną, marzącą właśnie o tej idealnej miłości. Nie wierzyła, że uczucie może pojawić się z czasem. Albo kogoś kochasz, albo nie. Chwilami obawiała się, że przez to nigdy nie znajdzie drugiej połówki, bo zawsze będzie czekać na miłość od pierwszego wejrzenia, a ona nie zawsze się pojawia. Leżała wtedy długo w łóżku ze łzami w oczach i rozmyślała o tym, że może kiedyś jednak pozna tego jedynego i miłość zawładnie ją nieodwołalnie …
Irytowała ją taka naiwność i często miała siebie dość i wtedy brała się w garść. Przestawała marzyć o czymś, co jest nierealne, tylko skupiała się na otaczającym ją świecie. Sprzątała w pokoju, próbowała odkryć tajniki gotowania lub czytała zawzięcie podręczniki potrzebne do kontynuowania, ostatniego już roku, nauki w Hogwarcie. Miała znów wrócić do najukochańszego miejsca na Ziemi. Mimo to obawiała się tego strasznie. Nie wiedziała, czy poradzi sobie po tym wszystkim, co się tam wydarzyło. Myślała o starych znajomych, o nowym, osobistym dormitorium, które dostanie za pełnienie roli Perfekta Naczelnego. Z jednej strony cieszyła się, że będzie miała swój własny kąt, z drugiej z kolei wiedziała, że będzie jej brakowało towarzystwa Ginny, która zawsze potrafiła ją rozśmieszyć. Na samo wspomnienie przyjaciółki na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech. Ostatnimi czasy nie często gościł on na twarzy Hermiony…

Do wyjazdu zostało raptem kilka dni, a ona ciągle nie była spakowana a i jej myśli znacząco odbiegały od Hogwartu. Błogie wakacje i pobyty na wsi miały się ku końcowi. Z wyraźnym ociąganiem podniosła się z łóżka i podeszła do okna. Za dwie godziny miała pociąg do Hogwartu, a musiała jeszcze dopakować parę ciuchów i pożegnać się z babcią. Ostatni raz spojrzała na krajobraz, malujący się za szybą i z tęsknotą w oczach skierowała się w stronę walizki.
Na peronie pojawiła się sama. Ron, Ginny i Harry mieli dotrzeć do Hogwartu dopiero jutro, gdyż musieli zająć się pewnymi sprawami dotyczącymi Nory. Hermiona nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale nie chciała czynić przyjaciołom wyrzutów. Szybko wsiadła do stojącego na peronie pociągu, znalazła wolny przedział i zajęła miejsce przy oknie. Nikt się do niej nie dosiadł i po kilkunastu minutach od wyruszenia dziewczyna już spała.



Ujrzał ją i tak się zdziwił własną reakcją, że aż przysiadł. Nigdy nie robiło mu się gorąco na widok dziewczyny. Nie nie, źle! Na widok TEJ dziewczyny! Przecież to Granger, na Merlina! Chyba jeszcze nie postradał zmysłów. Postanowił zignorować to niedorzeczne uczucie, ale nie mógł się powstrzymać i jeszcze raz spojrzał w jej kierunku. Brązowe, falowane włosy zasłaniały częściowo twarz, lecz mimo wszystko widział zamknięte oczy, mały, lekko garbaty nos i te usta… Jasno czerwone, błyszczące w słońcu wpadającym przez szybę. Były delikatnie rozchylone, co tylko dodawało dziewczynie uroku. Dobrych kilka minut stał i obserwował ją. Nie miał pojęcia, co się stało, że nagle zamiast obrzydzenia poczuł do niej coś innego. Sam nie wiedział, co dokładnie, ale był pewny, że uczucie to nie powinno w ogóle się pojawić. On, Draco Malfoy, zapatrzył się na szlamę? Mimo że wojna już się skończyła i nie był śmierciożercą, to dawne przyzwyczajenia pozostały. Zdziwiło go także to, że dziewczyna była sama w pociągu. Gdzie się podziała reszta wesołej gromadki? Może w końcu bajeczna trójka się rozpadła? Z braku innych zajęć postanowił, że poczeka aż Granger się obudzi. Przynajmniej poprawi sobie humor obrażając ją. W końcu tak dawno tego nie robił, że dobrze by było nadrobić ten stracony czas…

3 komentarze:

  1. cześć ;) dzisiaj dopiero znalazłam twojego bloga, i zaczyna mi się podobać ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój blog jest po prostu super :3

    OdpowiedzUsuń