Śliwkowy koc w kratę leżał rozłożony pod całkiem
okazałą gruszą. Delikatny cień drzewa sprawiał, że miejsce to było idealne do
letniego odpoczynku. Dziewczyna wolno rozciągnęła się i przeciągle ziewnęła.
Uwielbiała leniwe dni spędzane w ogrodzie na czytaniu książek i słuchaniu
muzyki. Mogła wtedy całkowicie zapomnieć o otaczającej ją rzeczywistości i
zapomnieć, chociaż o garstce problemów. Zawiał wiatr i część brązowych,
falowanych włosów wylądowała na jej twarzy. Niecierpliwie odgarnęła je ręką. Co
jak co, ale burza loków doprowadzała ją momentami do szału. Dziewczyna odłożyła
książkę i pogrążyła się w myślach. Wakacje powoli dobiegały końca. Czas
całkowitego oderwania się od czarów. Z melancholią pomyślała o długich
godzinach spędzonych na pobliskiej plaży z przyjaciółką, o wspólnych wyjazdach
do Londynu, a nawet o krótkiej przygodzie z Chrisem, która teraz wydawała jej
się wyjątkowo dziecinna. Cieszyła się, że znajomość ta trwała zaledwie dwa
tygodnie, bo czuła, że i tak nic dobrego by z tego nie wyszło. Kiedy patrzysz
na drugą osobę i nie czujesz do niej niczego, oprócz sympatii, to wiadomo, że
szanse na miłość są niewielkie… Mimo to próbowała jakoś pociągnąć sytuację z
chłopakiem, bo Beatriz gorąco ją do tego namawiała. Przyjaciółka już od dłuższego czasu chciała
znaleźć jej miłość. Dziewczyna zazwyczaj przyjmowała to z uśmiechem i nigdy nie
brała tego na poważnie. Gdy „była” z Chrisem nie czuła nic, oprócz wyrzutów
sumienia. Czuła, że rani tego chłopaka, udając, że coś między nimi jest. Zamiast
cieszyć się nową sytuacją, męczyła się tylko. Kilka nocy praktycznie nie spała,
myśląc o tym, co ma zrobić. Dlatego gdy tylko dała jasno do zrozumienia
Chrisowi, że ich dłuższe spotykanie się nie ma sensu, kamień spadł jej z serca.
Od tego czasu miała kilku „wielbicieli”, którzy starali się do niej dotrzeć,
jednak ona za każdym razem delikatnie odmawiała. Nie oznaczało to jednak, że
jest tak zadufana w sobie, że nikt jej nie odpowiadał. Niee… po prostu do
żadnego z tych chłopaków nic nie czuła. Marzyła jej się wielka miłość, o tak.
Jej romantyzm często dawał o sobie znać. Może właśnie dlatego nie miała ochoty
na przelotne znajomości, które z góry skreślała. Pragnęła silnego, namiętnego
uczucia. Miłości z pasją, która pochłania wszystkie myśli i zmysły, która
sprawia, że serce praktycznie wyskakuje z klatki piersiowej. Śniła o dreszczach
pojawiających się na ciele, przy każdym dotyku chłopaka, o jego ustach na jej
szyi, uchu, aż w końcu ustach. Nie był to konkretny chłopak, bo w nikim nie
była zakochana. Marzyła po prostu, że kiedyś spotka kogoś takiego i właśnie tak
będzie wyglądał ich związek. Doskonale wiedziała, że jest to wyidealizowany do
granic możliwości obraz miłości, lecz wolała o tym nie myśleć i właśnie tak go
sobie wyobrażać.
Może była to
wina tysiąca przeczytanych romansów,. Czasami sama sobie się
dziwiła, bo uważała siebie za dziewczynę silną, niepotrzebującą chłopaka.
Uwielbiała czytać horrory, kryminały całkowicie ją pochłaniały. Nie
bała się rozmów o śmierci, wręcz przeciwnie, interesował ją jej medyczny
aspekt. Zresztą podczas bitwy o Hogwart nie raz miała z nią styczność…
Wzdrygnęła się na to wspomnienie. Myślała, że czas uleczy rany, lecz mimo iż
minęło kilka miesięcy, to ona dalej czuła bolesny ucisk w sercu na samą myśl o
tych, którzy zginęli.
Coraz częściej łapała się także na tym, że stała
się ckliwą dziewczyną, marzącą właśnie o tej idealnej miłości. Nie wierzyła, że
uczucie może pojawić się z czasem. Albo kogoś kochasz, albo nie. Chwilami
obawiała się, że przez to nigdy nie znajdzie drugiej połówki, bo zawsze będzie
czekać na miłość od pierwszego wejrzenia, a ona nie zawsze się pojawia. Leżała
wtedy długo w łóżku ze łzami w oczach i rozmyślała o tym, że może kiedyś jednak
pozna tego jedynego i miłość zawładnie ją nieodwołalnie …
Irytowała ją taka naiwność i często miała siebie
dość i wtedy brała się w garść. Przestawała marzyć o czymś, co jest nierealne,
tylko skupiała się na otaczającym ją świecie. Sprzątała w pokoju, próbowała
odkryć tajniki gotowania lub czytała zawzięcie podręczniki potrzebne do
kontynuowania, ostatniego już roku, nauki w Hogwarcie. Miała znów wrócić do
najukochańszego miejsca na Ziemi. Mimo to obawiała się tego strasznie. Nie
wiedziała, czy poradzi sobie po tym wszystkim, co się tam wydarzyło. Myślała o
starych znajomych, o nowym, osobistym dormitorium, które dostanie za pełnienie
roli Perfekta Naczelnego. Z jednej strony cieszyła się, że będzie miała swój
własny kąt, z drugiej z kolei wiedziała, że będzie jej brakowało towarzystwa
Ginny, która zawsze potrafiła ją rozśmieszyć. Na samo wspomnienie przyjaciółki
na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech. Ostatnimi czasy nie często gościł on
na twarzy Hermiony…
Do wyjazdu zostało raptem kilka dni, a ona ciągle
nie była spakowana a i jej myśli znacząco odbiegały od Hogwartu. Błogie wakacje
i pobyty na wsi miały się ku końcowi. Z wyraźnym ociąganiem podniosła się z łóżka
i podeszła do okna. Za dwie godziny miała pociąg do Hogwartu, a musiała jeszcze
dopakować parę ciuchów i pożegnać się z babcią. Ostatni raz spojrzała na
krajobraz, malujący się za szybą i z tęsknotą w oczach skierowała się w stronę
walizki.
Na peronie pojawiła się sama. Ron, Ginny i Harry
mieli dotrzeć do Hogwartu dopiero jutro, gdyż musieli zająć się pewnymi
sprawami dotyczącymi Nory. Hermiona nie była zadowolona z takiego obrotu spraw,
ale nie chciała czynić przyjaciołom wyrzutów. Szybko wsiadła do stojącego na
peronie pociągu, znalazła wolny przedział i zajęła miejsce przy oknie. Nikt się
do niej nie dosiadł i po kilkunastu minutach od wyruszenia dziewczyna już
spała.
Ujrzał ją i tak się zdziwił własną reakcją, że aż
przysiadł. Nigdy nie robiło mu się gorąco na widok dziewczyny. Nie nie, źle! Na
widok TEJ dziewczyny! Przecież to Granger, na Merlina! Chyba jeszcze nie
postradał zmysłów. Postanowił zignorować to niedorzeczne uczucie, ale nie mógł
się powstrzymać i jeszcze raz spojrzał w jej kierunku. Brązowe, falowane włosy
zasłaniały częściowo twarz, lecz mimo wszystko widział zamknięte oczy, mały,
lekko garbaty nos i te usta… Jasno czerwone, błyszczące w słońcu wpadającym
przez szybę. Były delikatnie rozchylone, co tylko dodawało dziewczynie uroku. Dobrych
kilka minut stał i obserwował ją. Nie miał pojęcia, co się stało, że nagle
zamiast obrzydzenia poczuł do niej coś innego. Sam nie wiedział, co dokładnie,
ale był pewny, że uczucie to nie powinno w ogóle się pojawić. On, Draco Malfoy,
zapatrzył się na szlamę? Mimo że wojna już się skończyła i nie był
śmierciożercą, to dawne przyzwyczajenia pozostały. Zdziwiło go także to, że
dziewczyna była sama w pociągu. Gdzie się podziała reszta wesołej gromadki?
Może w końcu bajeczna trójka się rozpadła? Z braku innych zajęć postanowił, że
poczeka aż Granger się obudzi. Przynajmniej poprawi sobie humor obrażając ją. W
końcu tak dawno tego nie robił, że dobrze by było nadrobić ten stracony czas…
cześć ;) dzisiaj dopiero znalazłam twojego bloga, i zaczyna mi się podobać ;D
OdpowiedzUsuńMiło mi to słyszeć - a raczej czytać :)
UsuńTwój blog jest po prostu super :3
OdpowiedzUsuń